Od września nowy przedmiot w szkołach. „Edukacja zdrowotna to nie fanaberia” – mówi poseł Józefaciuk
Już od 1 września 2025 roku w polskich szkołach pojawi się nowy przedmiot: edukacja zdrowotna. Ma wspierać uczniów w budowaniu świadomości zdrowotnej, promować profilaktykę i uczyć, jak dbać o zdrowie psychiczne. W zamyśle resortu edukacji, to odpowiedź na realne wyzwania, z jakimi mierzy się dziś młodzież. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem – kontrowersje budzi zakres tematyczny zajęć oraz ich fakultatywny charakter.
Nieobowiązkowe, ale potrzebne
Edukacja zdrowotna ma zastąpić dotychczasowe zajęcia z wychowania do życia w rodzinie. Nowy przedmiot nie będzie oceniany, nie wpłynie również na promocję do następnej klasy. Rodzice, którzy nie będą chcieli, by ich dzieci uczestniczyły w zajęciach, mają czas do 25 września, by je z nich wypisać.
Jak mówi w rozmowie z naszym portalem poseł Marcin Józefaciuk, członek sejmowej Komisji Edukacji, Ministerstwo Edukacji Narodowej od początku planowało wprowadzenie tego przedmiotu jako obowiązkowego. – To miał być „WDŻR plus” (Wychowanie do życia w rodzinie – przyp. red.), z tym że mocniejszym– mówi. – Tematyka obejmuje m.in. zdrowie psychiczne, fizyczne, dietetykę i profilaktykę uzależnień. Została przygotowana we współpracy z ekspertami i konsultowana z młodzieżą – dodaje.
Eksperci apelują: nie wypisujcie dzieci
Zaniepokojenie ekspertów budzi fakt, że edukacja zdrowotna została wprowadzona jako przedmiot fakultatywny. Rektorzy uczelni medycznych wystosowali apele do rodziców, by nie wypisywali swoich dzieci z zajęć. – Żałujemy, że ten ważny przedmiot wchodzi w tak ograniczonej formie. Może on przynieść realne korzyści dla zdrowia młodych ludzi – podkreśla dr hab. Łukasz Rypicz, cytowany przez RMF FM.
Poseł Józefaciuk podkreśla, że brak obowiązku udziału w zajęciach oraz brak ocen to „wylanie dziecka z kąpielą”. – Taki przedmiot, jeśli nie jest obowiązkowy, trafia na pierwszą lub ostatnią lekcję i nie będzie traktowany poważnie – ocenia.
Brak przygotowania nauczycieli i chaos informacyjny
W opinii posła największym błędem resortu było zbyt późne opublikowanie podstawy programowej, co uniemożliwiło uruchomienie kwalifikacyjnych studiów podyplomowych dla nauczycieli. – Ostrzegałem MEN, że to zajmuje minimum półtora roku. Nie zdążono, dlatego przedmiot musiał wejść jako nieobowiązkowy – komentuje.
Wątpliwości budzi również to, że edukacja zdrowotna nie została uwzględniona w szkołach specjalnych dla uczniów z niepełnosprawnością intelektualną. – To niekonstytucyjne. Dzieci z tych placówek również powinny mieć dostęp do podstawowej wiedzy o zdrowiu, profilaktyce czy przeciwdziałaniu przemocy – podkreśla Józefaciuk.
A co z edukacją seksualną?
Jednym z najbardziej zapalnych punktów nowego przedmiotu jest kwestia edukacji seksualnej. Część środowisk rodzicielskich i politycznych zarzuca MEN próbę „seksualizacji dzieci”. Poseł Józefaciuk odpiera te zarzuty:
– Program zakłada obowiązek wcześniejszego spotkania nauczyciela z rodzicami, którzy poznają wszystkie materiały. To rodzic decyduje, czy dziecko będzie uczęszczało na zajęcia obejmujące daną tematykę. – wyjaśnia.
I dodaje:
– Mówienie o rodzajach rodzin, takich jak rodziny wielodzietne, patchworkowe czy zastępcze, nie jest kontrowersyjne. To wiedza, którą uczniowie powinni posiadać.
Co dalej z reformą?
Wprowadzenie edukacji zdrowotnej do szkół to krok, który – zdaniem zwolenników – był potrzebny od dawna. Jednak sposób, w jaki go zrealizowano, pozostawia wiele do życzenia. – To świetny przedmiot, tylko zabrakło odwagi i przygotowania – podsumowuje poseł Józefaciuk.
Czy w kolejnych latach edukacja zdrowotna stanie się obowiązkowa i zyska należne jej miejsce w szkolnym planie nauczania? Czas pokaże.
Opublikuj komentarz